| Terminarz | FAQ | Szukaj | Użytkownicy | Grupy | Statystyki | Rejestracja | Zaloguj |

Poprzedni temat «» Następny temat
Zamknięty przez: Zion
2024-03-10, 11:33
T20 GAME 55/56/57/58 - DET:SEA / COL:DET / STL:DET / DET:CHI
Autor Wiadomość
Zion 
Administrator
RedWings.pl


Ulubiony Zawodnik: Cossa, Augustine
Za Red Wings od sezonu: 1999-2000
Wiek: 36
Dołączył: 06 Paź 2006
Posty: 5097
Skąd: Łaziska Górne - 7250 km od LCA
Wysłany: 2024-02-18, 00:43   T20 GAME 55/56/57/58 - DET:SEA / COL:DET / STL:DET / DET:CHI


TYDZIEŃ 20



GAME 55 - 19.02.2024 - Poniedziałek - 3:30 pm (21:30)

DETROIT RED WINGS 4:3 OT SEATTLE KRAKEN


Seattle - Climate Pledge Arena



GAME 56 - 22.02.2024 - Czwartek - 7:00 pm (1:00)

COLORADO AVALANCHE 1:2 OT DETROIT RED WINGS


Detroit - Little Caesars Arena



GAME 57 - 24.02.2024 - Sobota - 12:00 pm (18:00)

ST. LOUIS BLUES 1:6 DETROIT RED WINGS


Detroit - Little Caesars Arena



GAME 58 - 25.02.2024 - Niedziela - 6:00 pm (0:00)

DETROIT RED WINGS 3:2 OT CHICAGO BLACKHAWKS


Chicago - United Center



Bilans tygodnia: 4-0-0 (32-20-6)

Gracz tygodnia: Patrick Kane
_________________

 
 
     
Tomasz 
Patron rozsądku


Ulubiony Zawodnik: Raymond
Za Red Wings od sezonu: 1998-99
Wiek: 40
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 3726
Skąd: LS|PL
Wysłany: 2024-02-19, 16:05   



Przypominam, że dziś mecz zaczyna się w ludzkich godzinach. Z tego co słuchać w materiale z wczorajszego rozruchu. Poza Husso. Wszyscy będą do dyspozycji Lalonde'a. Ostatnie rewolucje w ofensywie. Przyniosły jakieś efekty. Wygląda też na to, że Luff zostanie wreszcie aktywowany z listy kontuzjowanych. Wczoraj wrzucono go na waivers list, czyli dziś powinien zostać odesłany (jeśli przejdzie). Mam nadzieje, że Lyon, który wróci do bramki. Weźmie przykład z Reimera.
 
     
Tomasz 
Patron rozsądku


Ulubiony Zawodnik: Raymond
Za Red Wings od sezonu: 1998-99
Wiek: 40
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 3726
Skąd: LS|PL
Wysłany: 2024-02-20, 11:50   

Jedyną zmianą było ponowne zaufanie Lyonowi. Z resztą sztab, chyba nie chciał niczego więcej zmieniać skoro blender zadziałał. ;)

Wyjściowy skład:

Rasmussen-Larkin-Kane
DeBrincat-Compher-Raymond
Veleno-Copp-Perron
Fabbri-Fischer-Sprong

Walman-Seider
Chiarot-Petry
Määttä-Gostisbehere

Lyon
Reimer


Początkowe minuty były całkiem przyjemne dla oka ze strony sympatyka Skrzydeł. Ponieważ podopieczni Lalonde'a. Faktycznie zaczęli bez kompleksów. Przy czym prawie od początku. W centrum uwagi był Lyon. Wyglądał o niebo lepiej, niż ostatnio. I kilka przytomnych obron. Uratowało tyłek jego partnerom, gdy momentum przeszło na stronę Krakenów. Pierwsze poważniejsze okazje. Goście stworzyli sobie podczas premierowego okresu gry w liczebnej przewadze. Yamamoto się nie popisał. Z resztą to, samo można napisać o późniejszych próbach Skrzydeł. Bez większej dokładności, czy przywiązania do detali. Za dużo chaosu. Czyli zmarnowano tylko czas. A Lyon, nadal udowadniał, że musi być jak ściana, aby partnerzy mieli na czym budować. Gdy zbliżała się połowa pierwszej tercji. Stało się jasne, że jeśli goście nie zepną tyłków. Łatwo nie będzie. Ta sytuacja, gdy Compher próbował idealnie wyłożyć krążek do Määtty. Szkoda, że nie wyszło. Z resztą mijały długie minuty, gdy Skrzydła nie potrafiły oddać celnego strzału. Po przyzwoitym początku. Dopiero rakieta, jaką spod łopatki wypuścił Seider. Zaplaiła koguta za plecami Daccorda. Wydatną rolę odegrał w całej tej sekwencji Kane, który chwilę wcześniej świetnie podał do pudłującego DeBrincata. To samo spotkało nieco później Perrona, który został elegancko obsłuzony przez Veleno. Burakovsky w rewanżu mocno przetestował Lyona, który był jak w transie. Nastepnie sytuację podgrzał Chiarot, który powędrował do boksu kar. Więc w końcówce to gospodarze dostali swoją szansę, na wyrówananie. Ale to, co zaprezentował Alex. Kosmos. Skrzydła długo się broniły. Niestety McCann w końcu znalazł sposób. Poszukał miejsca przy długim słupku. Remis, na nieco ponad minutę przed końcem pierwszej części.

Przyznam, że oglądając drugą odsłonę. Nieco się zagapiłęm. Wytrąciła mnie dopiero okazja jaką zmarnował Copp. Ale, gdy po drugiej stronie Tanev. Został powstrzymany z zimną krwią przez Lyona. Całkowicie się wybudziłem. To cud, że przy takiej liczbie błędów. 31-latek nie tracił skupienia, a naprawdę miał co robić. Kolejne minuty upływały, a Skrzydła nie potrafiły odepchnąć rywala z dala od swojej strefy obronnej. Później szlak przetarł nieco Larkin. Ale dopiero Raymond pokonujący bramkarza rywala z bliskiej odległości. Sprawił, że drużyna z Detroit, odzyskała prowadzenie! I reszta partnerów. Próbowała pójść za ciosem. Okolice środka meczu. Zdecydowanie należały do gości. W międzyczasie Lyonowi pomógł słupek. Kilka minut później. W trakcie, gdy był niemiłosiernie obstrzeliwany. W końcu skapitulował, gdy McCann wiedział co robi przed jego bramką. Pomagając sobie trochę w piłkarski sposób, ale w granicach przepisów. Tak więc 2-2, czyli ponownie na tablicy widniał wynik remisowy. Do tego obie ekipy, jakby przyśpieszyły. Było co oglądać. Tym bardziej, gdy Kane popełnił błąd, który mógł drogo kosztować. I niech nikogo nie zwiedzie wynik. Lyon, nadal był "sharp". Z kolei Daccord nie miał szczęścia. Fischer oraz Sprong wypuścili się z kontrą, którą zakończył w swoim stylu. 3-2 dla Skrzydeł! Na nieco ponad 4 minuty przed końcem drugiej tercji. Elegancko. Seattle próbowało jeszcze przycisnąć. Zakończyć 40 minut, jakimś mocniejszym akcentem. Na szczęście udało się utrzymać gospodarzy na wodzy. Larkin nieco ucierpiał, gdy dość niefortunnie wpadł na niego Tanev. Jeden kask uderzył o drugi i Kapitan gości leżał przez chwilę na lodzie. To jednak nie było nic poważnego. Obeszło się także bez kary.

Ostatnia odsłona to, jednak lepszy początek Krakenów. Nic dziwnego. Mieli co odrabiać. Ale Daccord także nie przysypiał. Od czasu do czasu był testowany. Sprong był szalenie blisko kolejnego trafienia. W kolejnych minutach stało się jasne, że Lyon był prawdziwym bohaterem. Trzymał fort. A przynajmniej do czasu, gdy z odroczoną karą w tle. Schwartz wykorzystał piękne podanie Gourde, mijające wszystkich graczy ze Skrzydlatym godłem na koszulce. W ten właśnie sposób. Trzeci raz gospodarze byli w stanie wyrównać stan meczu. Ale do końca pozostawało, na tyle dużo czasu, że obie ekipy spokojnie mogły rozstrzygnąć całość. I faktycznie walka o każdy centymetr trwała. W sprytny sposób kibicom Skrzydeł przypomniał o sobie min. Tatar. Lyon musiał mieć się na baczności. Tym bardziej, że tą równowagę na lodzie zakłócił w idiotyczny sposób Määttä. Do końca regulaminowego czasu pozostawało jedynie 1:44, gdy wyprostowanymi ramionami wpakował McCanna, na bandę. Ręce mi opadły. Niemniej Skrzydła wykazały się w destrukcji. Jakimś cudem przetrwały do 60 minuty.

Dogrywka:

Po dograniu tych 16 sekund w liczebnej przewadze. Wydawało się, że drużyna z Seattle, na poważnie weźmie sprawy w swoje ręce. A tym czasem Chiarot odważnie wjechał głębiej w strefę obronna rywala. I ze snajperskim zacięciem. Wykończył nieprzewidywalnego rywala! Czyli wystarczyło 67 sekund, aby zapewnić sobie dodatkowy punkt. Brawo!

Podsumowując:

Przychylam się do opinni, które czytałem na bierząco w platformie X. Czołowa formacja nie działa tak, jak powinna. Często byli zdominowani. Także fizycznie. Więc liczę na to, że sztab jednak zrezygnuje z tego eksperymentu. Skrzydła miały mnóstwo szcześcia, że wywiozły z Seattle komplet punktów. Po tym jak trzykrotnie obejmowały prowadzenie. Były momenty, gdzie wydawało się, że polegną. A tutaj proszę! Co najważniejsze. To oznacząło, że ta 4-meczowa seria wyjazdowa. Zostanie zakończona z dorobkiem 4 z 8 możliwych punktów. Co było planem minimum, gdy spojrzymy na układ w wyścigu po ostatnią dziką kartę. Skrzydła poprawiły też bilans w doliczonym czasie gry. Obecnie w dogrywkach osiągnęli idealny balans: 6-6. Pamiętając, że w serii rzutów karnych, nadal mają skromne, ale pozytywne 2-0. Można napisać, że dodatkowy czas gry, nie jest im straszny. ;)



Pomeczowe multimedia:



 
     
Tomasz 
Patron rozsądku


Ulubiony Zawodnik: Raymond
Za Red Wings od sezonu: 1998-99
Wiek: 40
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 3726
Skąd: LS|PL
Wysłany: 2024-02-22, 19:25   

Środa:



Dziś:



Z tego co wczoraj mówił Lalonde. Jasno wynika, że dziś przeciwko :col: . Na lód w LCA. Powinien wyjechać ten sam skład. Lyon ponownie został namaszczony, na startera. Czyli właściwie nie ma czego raportować. Ponieważ fakt, że Husso był nieobecny. Jest w tej chwili oczywistością.

Proponowane formacje:

Rasmussen-Larkin-Kane
DeBrincat-Compher-Raymond
Perron-Copp-Veleno
Fabbri-Fischer-Sprong
Kostin (ekstra)

Walman-Seider
Chiarot-Petry
Määttä-Gostisbehere
Holl (ekstra)

Lyon starterem/Reimer


PP units:

1. Larkin/Compher (alternating net front/bumper), Perron-Raymond (flanks), Gostisbehere (point)
2. Fabbri (net front), Sprong (bumper), DeBrincat-Kane (flanks), Seider (point)
 
     
Tomasz 
Patron rozsądku


Ulubiony Zawodnik: Raymond
Za Red Wings od sezonu: 1998-99
Wiek: 40
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 3726
Skąd: LS|PL
Wysłany: 2024-02-23, 15:15   

Nic się nie zmieniło, na ostatnią chwilę. Więc nie ma czego raportować. Zacierałem ręce, gdyż to, był kolejny poważny sprawdzian.

Wyjściowy skład:

Rasmussen-Larkin-Kane
DeBrincat-Compher-Raymond
Perron-Copp-Veleno
Fabbri-Fischer-Sprong

Walman-Seider
Chiarot-Petry
Määttä-Gostisbehere

Lyon
Reimer


Od razu wspomnę, że Skrzydła trafiły na Annunena. Dla którego było to, dopiero 4 występ w tym sezonie. Georgiew, czyli najbardziej zapracowany bramkarz ligi. Akurat tym razem dostał wolne od sztabu. Ale to Lyon, miał nad czym czuwać, gdyż to, jego partnerzy powalali rywalowi, na zbyt wiele. Pierwszym po stronie gospodarzy, który miał dwie świetne okazje był Sprong. W obu przypadkach brakowało naprawdę niewiele. Inna sprawa, że goście mogli z powodzeniem prowadzić, gdyby wykorzystali te lapsusy defensywne Skrzydeł z pierwszych 5 minut. Walman naprawdę powinien się mocniej ogarnąć. W tym sezonie częściej popełnia błędy, których nie powinien. Za to, Gostisbehere mocno próbował tego z czego słynie. Generalnie w połowie pierwszej tercji. Odnosiłem wrażenie, że Skrzydła mają mnóstwo szczęścia. Tym co ożywiło emocje, była kontra, gdzie z krążkiem pognał przed siebie Määttä, ale DeBrincat nie był w stanie wykończyć tej doskonałej okazji. I nie pocieszało mnie, że trafił w słupek. A gdy Seider zarobił karę, podcinając Drouina. Nie miałem dobrych przeczuć. Ten sam Drouin, zrobił podobnie z Walmanem. I siły na lodzie się wyrównały. W końcówce Skrzydła miały jeszcze kilkudziesięciu sekundową liczebną przewagę, ale nie potrafiły jej wykorzystać.

Druga część meczu to, jeszcze szybsze tempo. I odważniejsze ataki Lawin. Niemniej obaj bramkarze byli bohaterami. Oczywiście Lyon, miał znacznie trudniej, aby wyłapywać krążki lecące w jego stronę. W końcu MacKinnon, nie pozostawił mu złudzeń. Przy jednej z kolejnych prób. Przy okazji było widać, jak mierna struktura defensywna Skrzydeł. Została skarcona. Z kolei wypracowywane kontry, nie były specjalnie groźne. Kara dla Rantanena. Mogła zakończyć ten okres dominacji Lawin. Ale brak wykończenia ze strony któregokolwiek z tramwajarzy Lalonde'a. Sprawił, że jedynie zmarnowano te dwie minuty. A gdy przyszedł moment połowy tercji oraz meczu. Lawiny skromnie, ale dość komfortowo. Znowu zaczęły prowadzić grę. I okazało się, że Chiarot był kolejnym obrońcą, który nie miał zbyt dobrego dnia, gdy mowa o kontroli krążka. Na szczęście bez konsekwencji. Trzeba oddać Skrzydłom, że w kolejnych minutach próbowały szarpać. Ale młody Annunen. Był na posterunku. Co się tyczy obrońców. Petry uratował tyłek Lyonowi, wybijając daleko gume, która zatrzymała się za jego plecami. To był ten mały plusik, przy całościowo bardzo przeciętnej postawie. Końcówka ponownie, nie przyniosła zmiany wyniku.

Za to, początek trzeciej tercji. To nienajlepsza wiadomość, dla formacji do gry w PK, ze strony gospodarzy. Rasmussen, w boksie i goście mieli mnóstwo czasu, aby przygotować obie pole do popisu. Co ciekawe. Skrzydła potrafiły zachować stu procentową skuteczność w tym elemencie. Nieco później Seider próbował gry kombinacyjnej, na spółkę z Raymondem. Nie wyszło. Nieco wcześniej Lyon nie dał się oszukać, gdy nadjechał Manson. Z drugiej strony błysnął Chiarot, który jak na swoje ograniczone umiejętności w prowadzeniu gumy. Częściowo oszukał blok obronny Lawin. Czas uciekał. Skrzydła próbowały stworzyć sobie dobre okazje. Najprzyjemniejsze dla oka były próby Kane'a. W połowie trzeciej odsłony. Strata nadal wynosiła tylko jedno trafienie. Lyon trzymał fort, gdy musiał. Po drugiej stronie lodu. Drouin chyba nieco stracił głowę, gdyż w wyraźny sposób podciął Raymonda i wylądował w boksie kar. Człowiek miał nadzieje, że tym razem coś się powiedzie. W końcu dokonał tego Larkin! Ciasna formacja Lawin, dała mu odrobinę zbyt dużo miejsca, a Kapitan Skrzydeł przemierzył w najbliższe okienko bramki. Remis! Na niecałe 8 minut przed końcowym gwizdkiem. To zmieniło momentum. Gospodarze dogonili gości w liczbie celnych strzałów. I zaczęli bez kompleksów. Odważniej i głębiej zapuszczać się do strefy obronnej rywala. Dlatego ogromnie było mi szkoda, gdy DeBrincat wylądował na ławce kar. Nic takiego jednak się nie stało, gdy ma się Lyona oraz przytomnie pracujących w destrukcji partnerów. Bardziej to, było szkoda tego moemntu, gdzie przy kończącej się karze. DeBrincat wyskoczył z boksu, a z krążkiem jechał, już Copp. Z tym, że tak nieudolnie podał gumę, że tempo akcji mocno zwolniło i z przewagi liczebnej, nic nie zostało. Ostatnie minuty były pełne emocji. Chiarot znowu poczuł ofensywne zacięcie. Nieprzepisowo powstrzymywał go O'Connor. Czyli na 1:09 przed końcową syreną. Skrzydła dostały kolejną okazję do gry w PP. Jednak zabrakło wykończenia, a najbardziej mógł żałować Compher.

Dogrywka:

Skrzydła były groźne dogrywając resztę tego ostatniego PP. Ale na rozstrzygnięcie. Trzeba było jeszcze trochę poczekać. Tym bardziej, że Walman długo holujący krążek. W końcu oddał go bezpańsko do strefy obronnej rywala. Czym spowodował, że sędziowie musieli wznowić grę po lewej stronie bramki Lyona. Ten musiał min. odbijać krążki serwowane mu przez nieustępliwego MacKinnona. W kontrze bohaterem mógł zostać Seider, ale zabrakło tej magii, a raczej lepszej kontroli krążka w tamtej sytuacji. Krew zmroziła mi kolejna sytuacja, gdzie Walman wykazał się nonszalancją. Niedokładnie podał do Veleno, a ten musiał gnać przez cały lód. Goniąc Byrama, powstrzymanego ze spokojem przez Lyona. Dopiero po zmianie nazwisk na lodzie. Przyszło rozstrzygnięcie. Niesamowicie popracowała cała trójka. Chiarot, fenomenalnie podający Larkin i dysponujący genialnym kunsztem Kane! Skrzydła z kompletem punktów! Po chwili obaj utonęli w objęciach partnerów.

Podsumowując:

Kolejne comeback win w obecnej kampanii! Niech nikt mi później, na forum nie pisze, że ta drużyna nie ma mentalnej wartości. Te gesty Kane'a w stronę kibiców, gdy był osamotniony na środku lodu. Bezcenne. Jeśli Skrzydła awansują do PO. Będzie to, możliwe tylko z jego udziałem. Tutejsza ekipa poprawiła też bilans w dogrywkach do tego stopnia, że teraz jest dodatni: 7-6 (ciągle 2-0 w rzutach karnych).




Pomeczowe multimedia:



 
     
Tomasz 
Patron rozsądku


Ulubiony Zawodnik: Raymond
Za Red Wings od sezonu: 1998-99
Wiek: 40
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 3726
Skąd: LS|PL
Wysłany: 2024-02-24, 14:00   



Wczorajszy trening nie przyniósł żadnych nowych wieści. Lalonde wspomniał, że dziś przeciwko :stl: , między słupkami ma wystąpić Lyon, a w niedzielny wieczór Reimer. Przypominam, że dzisiejsze starcie, już o 18:00.

Proponowane formacje:

Rasmussen-Larkin-Kane
DeBrincat-Compher-Raymond
Perron-Copp-Veleno
Fabbri-Fischer-Sprong
Kostin (ekstra)

Walman-Seider
Chiarot-Petry
Määttä-Gostisbehere
Holl (ekstra)

Lyon starterem/Reimer

PP units:

1. Larkin/Compher (net front/bumper rotating), Perron-Raymond (flanks), Gostisbehere (point)
2. Fabbri (net front), Sprong (bumper), DeBrincat-Kane (flanks), Seider (point)
 
     
Tomasz 
Patron rozsądku


Ulubiony Zawodnik: Raymond
Za Red Wings od sezonu: 1998-99
Wiek: 40
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 3726
Skąd: LS|PL
Wysłany: 2024-02-25, 10:50   

Do czasu rozpoczęcia wczorajszego wieczornego starcia. Kadrowo nic się nie zmieniło.

Wyjściowy skład:

Rasmussen-Larkin-Kane
DeBrincat-Compher-Raymond
Veleno-Copp-Perron
Fabbri-Fischer-Sprong

Walman-Seider
Chiarot-Petry
Määttä-Gostisbehere

Lyon
Reimer


Ależ początek! Geniusz Kane'a w całej okazałości. 35-latek zaczął ta akcję i ją zakończył. Brawo min. dla Gostisbehere, że nadążył i poprowadził dalej tą grę kombinacyjną. Z resztą nieco później także był widoczny. Kolejnym nazwiskiem, który chciał zaskoczyć Binningtona, był Sprong. Póki co bez powodzenia. Pierwsze 5 minut zdecydowanie należało do gospodarzy. Potwierdzeniem tego była kontra w wykonaniu Raymonda oraz Rasmussena. Gdzie ten pierwszy wyczekał dobry moment, a ten drugi potrafił całośc wykończyć, na pełnej szybkości. Szybkie 2-0 dla Skrzydeł. Brawo! Po czasie wziętym przez sztab Nutek. Spadło na nie kolejne uderzenie. Wracający za akcją Kapanen. Na tyle niefortunnie próbował wybić krążek z przedpola, że nastrzelił Fabbriego. A guma powędrowała wprost do pustej bramki. 3-0! Podobno szczeście sprzyja lepszym. Gośćie na pierwszy celny strzał czekali bardzo długo. Prawie 9 minut. Po części z powodu nienajlepszej decyzji z krążkiem u Lyona, który próbował zagrywać go po bandzie. Po zdrugiej stronie. Brylowała pierwsza formacja z Larkinem, na czele, który niemal pokonał Binningtona. W okolicahc połowy pierwszej tercji. Nutki wyglądały lepiej, gdy mowa o kontroli krążka. Lyon musiał więcej popracować. Jakiś czas później uwidoczniła się też słabość pary Chiarot/Petry, gdy mowa o mobilności i zmianie tempa. Na szczeście miała też miejsce blisko półtora minutowa sekwencja, gdzie drużyna z St. louis, nie mogła się wydostać z własnej strefy obronnej. Momentum wróciło na stronę gospodarzy. Nie na długo. Kara dla Raymonda, pozowliła odżyć gościom. A pod wodzą Bannistera. Wróciła do ligowej czolówki. Szkoda tej okazji, jaką dzięki swojej szybkości miał Larkin. Chybił z backhendu. Z kolei Lyon był jak ściana. Trzymał fort w spektakularny sposób. Czyli także przy użyciu słupka. Następnie Binnington złapał karę, której nie musiał, gdy na lodzie ponownie były równe siły. A tym, który stał się największym beneficjentem tego błędu był DeBrincat, który zapalił koguta. A więc powiększenie prowadzenia w końcówce stało się faktem.


Okazało się, że na początku drugiej odsłony. Hofer zastąpił Binningtona, między słupkami u gości. Co było spodziewanym ruchem. Z resztą Nutki zaczęły z większym animuszem. Ale Skrzydła wcale nie spoczeły na laurach. Udanie radząc sobie w destrukcji. Co więcej Seider potrafił aktywnie podłączyć się do ofensywy. Tworząc przewagę liczebną, ale bez skutecznego wykończenia. Najważniejsze, że w dalszej części. Gospodarze po raz kolejny potrafili, na długo przytrzymać rywala w jego strefie obronnej. Po 8 minutach drugiej tercji. Skrzydła ponownie grały z przewagą jednego gracza. A po kilkunastu sekundach. Thomas dołączył do kolegi w boksie kar. I przez ponad minutę. Gospodarze mieli przeciwników na widelcu. I tego nie wykorzystali, choć cała pierwsza formacja w PP, była sporym zagrożeniem. Chodziło mi o zbiorczy czas. Trudno. Patrząc na tablicę wyników. Nadal można się było czuć komfortowo, jako kibic. Tym bardziej, że Nutki nie radziły sobie najlepiej w destrukcji. Dlatego pierwsza bramka w karierze Zacharego Bolduca, była takim zaskoczeniem. Skrzydła zostawiły tego chłopaka bez krycia i ten popisał się pieknym strzałem. Lyon miał niewiele do powiedzenia. Stało się jasne, że czystego konta nie będzie. Z resztą podopieczni Lalonde'a. Zaczeli pozwalać Nutkom, na nieco więcej. Wydawało się, że ostatnie 5 minut tej cześci to, będzie raczej próba kontroli wyniku. Nic podobnego. W jednej z kolenych akcji. Guma odbijająca się od kostki Comphera, po strzale Raymonda. Wpadła do bramki rywala. Zrobiło się więc 5-1, czyli wróciło bardzo wysokie porwadzenie. Mało tego. Miałem też okazję zobaczyć odrobinę tej magii, jaką posiadają Kane z DeBrincatem. Drugie trafienie tego wieczora dla "Kota". I sporo uśmiechów na ławce.


Ostatnia odsłona to, całkiem solidne kontrolowanie wyniku. Oczywiście Lyon, nie był bezrobotny. Wręcz odwrotnie. Niemniej Nutkom brakowało finalizacji i stworzenia prawdziwego zagrożenia. Przynajmniej w pierwszych 5 minutach. To, nie było też tak, że Skrzydła rezygnowały z poczynanń ofensywnych. Przyjamną dla oka okazję zmarnował Sprong. Nie pierwszą w tym meczu. Nic się nie stało. Skoro ciężar strzelania bramek przejęli inni partnerzy. Istotne było to, że czas mocno uciekał po stronie gości. Wchodząc w segment ostatnich 10 minut gry. Skrzydła umiejętnie się broniły. Przy okazji okazyjnie kontrując. Także w sytuacji, gdy Compher trafiłdo boksu kar. W roli cichego bohatera odnalazł się znakomicie Lyon. A tym, który w pewnym momencie wydatnie mu pomógł był Gostisbehere. W widowiskowy sposób przeciął podanie, które mogło zostać zamienione na bramkę. Po tym Skrzydła bez specjalnego wysiłku. Dowizozły to zdecydowane prowadzenie do końca.

Podsumowując:

Cieszy mnie, że Skrzydła umocniły się w wyścigu po fazę PO. Larkin to serce i dusza tej ekipy, ale w tym tygodniu gołym okiem widać. Dlaczego sprowadzenie do Detroit Kane'a. Było naprawdę świetnym pomysłem Yzermana. Z resztą sam zainteresowany. Jeszcze przed meczem wspomniał o tym, że jego biodro jest w dobrej kondycji. I brzmiał tak, jakby miał jeszcze rezerwy. A przecież już jest graczem punkt, na mecz. Niesamowite. Mocną siłą napędowoą drugiej formacji jest Raymond, który jest jednym z najlepiej punktujących Szwedów w historii NHL, przed rozpoczęciem 22 roku życia (Sundin 249 oczek, Dahlin 160 oczek oraz Bäckström 157 oczek). DeBrincat także zasłużył na mocną pochwałę. W tym tygodniu odnalazł swój instynkt. Oby ten trend się utrzymał. Na koniec trudno nie wspomnieć o spokoju Lyona, który wrócił na poziom o którym chyba wszyscy myślimy. 4 zwycięstwo z rzędu stało się faktem.



Pomeczowe multimedia:



 
     
Tomasz 
Patron rozsądku


Ulubiony Zawodnik: Raymond
Za Red Wings od sezonu: 1998-99
Wiek: 40
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 3726
Skąd: LS|PL
Wysłany: 2024-02-26, 08:50   

Zgodnie z oczekiwaniami. Nastąpiła tylko jedna zmiana kadrowa. Ale sztab pomieszał nieco w Top-6. Zamieniając miejscami Rasmussena z DeBrincatem.

Wyjściowy skład:

DeBrincat-Larkin-Kane
Rasmussen-Compher-Raymond
Perron-Copp-Veleno
Fabbri-Fischer-Sprong

Walman-Seider
Chiarot-Petry
Määttä-Gostisbehere

Reimer
Lyon


W pierwszych kilku minutach było odrobinę tego niechlujstwa. Ale nic takiego. Co przeszkadzałoby w budowaniu akcji po stronie Skrzydeł. Nawet obrońcy pozostawali aktywni w ofensywie. Z kolei to, co działo się pod bramką Reimera. Całkiem przyjemne dla oka, gdy chodzi o widowiskowość. Natomiast stanowiące mega zagrożenie. jednak kolektywnie udało się to, przetrwać. Starał się błysnąć Gostisbehere, ale we własnej strefie obronnej miał lapsusy. Ponownie mrożące krew w kibicowskich żyłach. Na szczęście ze spokojem zachowywał się Reimer. A szarpnąć potrafiła min. trzecia formacja. Ale to, czego dokonała czwarta. Było doskonałe dla oka. Kóry to, już raz w tym sezonie. Sprong udowodnił, że jest przydatną cześcią ekipy oraz świetnym snajperem. Upadając oddał jeszcze celny strzał, który bez problemu minął, zbyt wolno przesuwającego się Mrazka. Za to, Reimer kilka chwil później był, jak ściana. Czyli skromne prowadzenie utrzymało się do 20 minuty.

Druga odsłona to, gra bez kompleksów, więc znowu wkradały się błędy, czy niepotrzebne utraty krążka. Struktura usiadła. Co wykorzystał min. Entwistle. Pakując gumę obok niemogącego, nic więcej zrobić Reimera. I w miarę szybko, na tablicy wyników zagościł remis. Sam gra mocno się wyrównała i gospodarze mocno próbowali zaakcentować swoje aspiracje. Ale goście także, nie odpuszczali. Pracowali coraz mocniej nad swoją grą kombinacyjną. W połowie drugiej tercji takie starania jeszcze nabrały rumieńców. Także w kolejnych minutach. Sporo się działo w transition game. Szczególnie w przypadku czołowej formacji. Równo na 3 minuty przed gwizdkiem do szatni. Raymond nieco zbyt ostro potraktował rywala. Za co, jako pierwszy w tym starciu. Usiadł na ławkę kar. Co ciekawe. Jastrzębie z najsłabszym statystycznie PP, w całej lidze. Jakoś sobie poradzili. Bedard oddał strzał, który został jeszcze trącony przez bodaj łokieć Foligno. 2-1 dla podopiecznych Richardsona w końcówce drugiej tercji. I zanosiło się na kolejne ciężkie odrabianie strat.

Nic dziwnego, że Skrzydła z jeszcze większą zaciekłością rzucili się do konstruowania swoich akcji. Co trwało dość długo. W sumie najważniejsze było, aby nie tracić animuszu. Do tego Reimer, był naprawdę czujny. Bowiem nie codziennie bramkarz potrafi powstrzymać samotny rajd Bedarda. Po stronie podopiecznych Lalonde'a. Chyba Raymond był tym, najbardziej widocznym. Próbował zaskoczyć Mrazka, odbierał krążki rywalom. Niemniej w takcie tego upływającego czasu. Jego drużyna w końcu doczekała się okazji także dla innych. Bowiem kolejnym nazwiskiem, które mogło wyrównać stan meczu był Fabbri. Trudno. Po udanej interwencji bramkarza rywali. Do końcowej syreny pozostawało nieco ponad 5 minut. Kilkadziesiąt sekund później. Pierwsza formacja przeprowadziła atak, który szczęśliwie zakończył się po ich myśli. Atchitektem był Kane, a katem DeBrincat. I wystarczy, że ktoś widział powtórki. Alex miał tyle samo szczęścia. Co jeden z rywali w poprzedniej odsłonie. Tak więc ponownie mieliśmy remis (2-2). I patrząc całościowo. Ułożyło się to, nad wyraz sprawiedliwie. Notabene na lód w United Center poleciała ośmiornica. Czyli sporny dla niektórych temat z ostatnich kilku meczy Skrzydeł. W końcówce obie ekipy z większą ostrożnością podchodziły do wydarzeń na lodzie. Copp miał swoją dobrą okazję. Z resztą podobnie, jak Seider. Nie wspominając o Larkinie, uderzającego z przestrzeni pomiędzy bulikami. Ostatnie minuty upłynęły. A stało się jasne, że obie drużyny zainkasują przynajmniej po punkcie w tabeli.

Dogrywka:

Goście wygrali wznowienie i przez długi czas kontrolowali krążek. Jak już w końcu stracili. W głównej roli wystąpił Reimer. I to kilkukrotnie. Ale to, co stało się później. Rekompensowało wszystko. Kane, który w międzyczasie pojawił się na lodzie. Dostał bardzo celne podanie od DeBrincata. A w konsekwencji miał sporo czasu, aby zerknąć za siebie oraz zastanowić nad egzekucją rywala. W końcu zamroził nieco Mrazka, a gumę posłał w przeciwległe okienko bramki. Z powodzeniem zapaljąc koguta! A więc drugi raz rządu stał się najwiekszym bohaterem nowych pracodawców. Pogrążając jednocześnie swój dawny klub, którego będzie legendą.

Podsumowując:

To była piękna ceremonia dotycząca Cheliosa w Chicago. Z resztą Kane. Z wiadomych względów, także będzie miał co wspominać. To była też całkiem ciekawa konfrontacja między słupkami. Z jednej strony Mrázek, który był wychowankiem Skrzydeł i ma pozostać w Chicago na kolejne dwa sezony. A z drugiej naprawdę zaliczający powrót do solidnej formy Reimer.

Tak więc tydzień udało się zakończyć w zwyczajowy sposób dla Skrzydeł. Bilans wygląda coraz okazalej i coraz korzystniej. W tej chwili to: 8-6 tylko w tym doliczonym czasie gry (2-0 w rzutach karnych). Czyli łącznie to, już 10 oczek wyrwanych od rywali. Całkiem sporo.







Pomeczowe multimedia:



 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Design by Forum Komputerowe
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,12 sekundy. Zapytań do SQL: 8