| Terminarz | FAQ | Szukaj | Użytkownicy | Grupy | Statystyki | Rejestracja | Zaloguj |

Poprzedni temat «» Następny temat
T28 GAME 81/82 - MTL:DET / DET:MTL
Autor Wiadomość
Zion 
Administrator
RedWings.pl


Ulubiony Zawodnik: Cossa, Augustine
Za Red Wings od sezonu: 1999-2000
Wiek: 36
Dołączył: 06 Paź 2006
Posty: 5097
Skąd: Łaziska Górne - 7250 km od LCA
Wysłany: 2024-04-14, 08:14   T28 GAME 81/82 - MTL:DET / DET:MTL


TYDZIEŃ 28



GAME 81 - 15.04.2024 - Poniedziałek - 7:00 pm (1:00)

MONTREAL CANADIENS 4:5 OT DETROIT RED WINGS


Detroit - Little Caesars Arena



GAME 82 - 16.04.2024 - Wtorek - 7:00 pm (1:00)

DETROIT RED WINGS 5:4 SO MONTREAL CANADIENS


Montreal - Bell Centre



Bilans tygodnia: 2-0-0 (41-32-9)

Gracz tygodnia: Lucas Raymond
_________________

 
 
     
Tomasz 
Patron rozsądku


Ulubiony Zawodnik: Raymond
Za Red Wings od sezonu: 2006-07
Wiek: 40
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 3717
Skąd: LS|PL
Wysłany: 2024-04-15, 17:40   



Po emocjach z sobotniej nocy oraz wolnej od zajęć na lodzie niedzieli. Dziś podopieczni Lalonde'a, wracają do meczowej akcji. Przeciwnik dywizyjny, a stawka ogromna. Ale mi w tym miejscu chodzi raczej o personalia. Z resztą to, ostatni mecz na własnym lodzie w sezonie regularnym.

Przed rozpoczęciem treningu, dla reszty ekipy. Copp w kasku z odpowiednim zabezpieczeniem. Przebywał na lodzie, oddając kilka strzałów. Być może dziś wystąpi, ale żaden z raportujących dziennikarzy. Nie stwierdził czegoś takiego jednoznacznie. Sam Lalonde twierdził, że sztab podejmie ostateczną decyzję po przedmeczowej rozgrzewce.

W roli startera, ma wykazać się Lyon. Z kolei absencja Rasmussena, należy do tych dłuższych. Walman, bierze udział w rozruchach, ale nie jest w pełni sił. Dlatego i tym razem nie wystąpi. O sytuacji Husso, który finalnie nie pojawił się, ani razu na zapleczu w miniony weekend. A dzisiaj został oficjalnie powołany z Gryfów. Skrobnę więcej w temacie o zapleczu.

Proponowane formacje:

DeBrincat-Larkin-Raymond
Perron-Compher-Kane
Fabbri-Veleno-Fischer
Aston Reese-Czarnik-Sprong

Chiarot-Seider
Edvinsson-Petry
Maatta-Gostisbehere

Lyon/Reimer


PP units:

1. Raymond (net front), Larkin (bumper), Perron-Kane (flanks), Gostisbehere (point)
2. Fabbri/Compher (net front/bumper alternating), DeBrincat-Sprong (flanks), Seider (point
)
 
     
Zion 
Administrator
RedWings.pl


Ulubiony Zawodnik: Cossa, Augustine
Za Red Wings od sezonu: 1999-2000
Wiek: 36
Dołączył: 06 Paź 2006
Posty: 5097
Skąd: Łaziska Górne - 7250 km od LCA
Wysłany: 2024-04-16, 08:33   

Możliwe scenariusze przed ostatnią kolejką:

x.com/RyanHanaWWP; x.com/WingedWheelPod napisał/a:
Detroit's Playoff Scenarios After 81 games

If Detroit gets 2 points (any fashion) vs. MTL, they need:
- WSH to lose in any fashion to PHI

If Detroit gets 1 point (any fashion) vs. MTL, they need:
- WSH to lose in regulation to PHI AND PIT to lose in any fashion

If Detroit loses in regulation to MTL:
- eliminated from playoff contention

LGW!
_________________

 
 
     
Tomasz 
Patron rozsądku


Ulubiony Zawodnik: Raymond
Za Red Wings od sezonu: 2006-07
Wiek: 40
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 3717
Skąd: LS|PL
Wysłany: 2024-04-16, 16:12   

Zion napisał/a:
Możliwe scenariusze przed ostatnią kolejką:

x.com/RyanHanaWWP; x.com/WingedWheelPod napisał/a:
Detroit's Playoff Scenarios After 81 games

If Detroit gets 2 points (any fashion) vs. MTL, they need:
- WSH to lose in any fashion to PHI

If Detroit gets 1 point (any fashion) vs. MTL, they need:
- WSH to lose in regulation to PHI AND PIT to lose in any fashion

If Detroit loses in regulation to MTL:
- eliminated from playoff contention

LGW!


Już wiadomo, że dziś, między słupkami wystąpi Reimer. Czułem, że coś takiego zaświta w głowie Lalonde'a i spółki. Cóż. Nie odbieram im szans. Choć nawet ten ostatni mecz w którym wystąpił. Pokazał, że jest jedną wielką zagadką. Czy i tym razem szczęśliwą dla :det: . To się okaże. ;)

Tak swoją drogą. Raymond równo trzy lata temu parafował swój entry-level (16 kwietnia 2021 roku). Czyżby dziś miał potwierdzić, że należą mu się każde pieniądze? :P

Wracając do meritum.

Zapowiedzi okazały się prawdziwe. Copp wrócił do składu, a na ławce obok Holla usiadł Aston-Reese. Podobnie było z Husso, którego oficjalnie powołano z powrotem (conditioning stint).

Wyjściowy skład:

DeBrincat-Larkin-Raymond
Perron-Compher-Kane
Fabbri-Copp-Fischer
Veleno-Czarnik-Sprong

Chiarot-Seider
Edvinsson-Petry
Määttä-Gostisbehere

Lyon
Reimer


Od początku wydawało się jasne, że Skrzydła nie zamierzają się oglądać za siebie. Pierwszą dobrą okazję miał Raymond, nieco później on razem z Seiderem. Z kolei Larkin zaliczył wywrotkę pod bandą. Następnie to, samo spotkało Fabbriego. Działo się. Po prostu gospodarze zaczęli bez kompleksów. Przy czym obaj bramkarze pozostawali czujni. Szkoda tylko, że to, dość szybko minęło. Debiutujący w NHL, a pochodzący z okolicy Hutson. Zachował się świetnie, a jego strzał udanie dobił Gallagher. Czyli w niecałe 5 minut było 1-0 dla gości. Następnie Skrzydła starały się wrócić do solidnej pracy w destrukcji. Nie do końca się udało. 6 minuta i 15 sekunda, a Barron, pocelował prawe okienko bramki Lyona. Więc nic dziwnego, że dało się słyszeć jęk zawodu, na trybunach. 2-0 dla młodej ekipy z Montrealu to, w tamtejszych okolicznościach. Był łamiący kibicowskie serce początek. Na szczęście smutek nie trwał długo. Minęło nieco ponad 8 minut, gdy Compher dobił strzałem z ostrego konta. Gumę odbitą od słupka przez DeBrincata. 2-1, a więc niewygodne prowadzenie. Całkiem szybko zostało zmniejszone o połowę. Jak na moje oko podopieczni Lalonde'a odżyli. Szczególnie dwie pierwsze formacje. Czas mijał, a kolejnych okazji nie brakowało. Najpierw jednak mocniej musiał wykazać się Lyon. A skład sędziowski nie podchodził do wydarzeń, na lodzie zbyt aptekarsko. Niekoniecznie z korzyścią dla lokalnej ekipy. I dopiero w końcówce. Wyborną okazję miał duet Raymond/Debrincat, gdzie ten pierwszy niepotrzebnie szukał okazji do podania. Młody Szwed naprawdę miał dość czasu i miejsca, aby spokojnie wybrać. Trudno. Nim upłynęła 20 minuta. Wynik nie uległ już zmianie. Obyło się także bez kar. 8-7 dla gości w liczbie celnych strzałów.

Druga odsłona zaczęła się nie mniej ciekawie. Top-6 ponownie, było najaktywniejszą częścią drużyny. Tylko, że maglowanie tego dump & play do upadłego. Skończyło się rozluźnieniem struktury i trafieniem Harvey-Pinarda. Tak więc po upływie 5:15, drużyna z Montrealu, prowadziła dwoma bramkami. I żarty na dobre się skończyły. Choć kara dla Pezzetty, mogła zmienić znacznie więcej. Coś na ten temat mógłby wówczas powiedzieć choćby Fabbri, który nie wykorzystał idealnej okazji. Dobrze, że chociaż przez dłuższy czas pogrożono bramce strzeżonej przez Montembeault. Do połowy tercji i meczu. To Skrzydła oddały o kilka celnych strzałów więcej, niż rywale. Wystarczyło jednak, że zostawiono im zbyt dużo swobody. Gdyż podopieczni Lalonde'a znowu zostali skarceni. Tym razem przez błąd Edvinssona, który Gallagher bezbłędnie wykorzystał. Pokonując Lyona minionej nocy po raz drugi. Niestety. Zrobiło się 4-1, dla podopiecznych St. Louisa, na niecałe 5 minut przed zjazdem na przerwę. Jak się okazało po kolejnych 33 sekundach. To nie złamało woli Comphera, gdyż i on skompletował drugie trafienie po podaniu Perrona. A więc na 4 minuty przed końcem drugiej tercji. Sytuacja nadal nie wyglądała najlepiej, ale odżyła także część nadziei. Do 40 minuty, nie było zmian, ale nikt nie twierdził, że będzie łatwo (18-13 dla DET w celnych strzałach).

Gospodarze mieli przed sobą niezwykle ciężkie 20 minut, ale także jasny cel. A to twarde wejście ciałem Chiarota, na początku. Pomogło kibicom w LCA odzyskać wigor i głos. Pierwszy 5 minutowy segment gry, należał wizualnie do gości. Przy czym gospodarze czujnie czekali na słabszy moment rywala. I sukcesywnie zaczynali mocniej testować Montembeault, a także okalającą go konstrukcję bramki. Gdy do końcowej syreny pozostawało równo 11 minut. A realizator wrócił po wydarzeń na lodzie. Okazało się, że po przerwie i wznowieniu gry. Pojawiły się na nim dwie ośmiornice, rzucone prze fanów w dwóch różnych częściach lodowiska. Co istotne. Po kilku chwilach zmienił się także wynik. Larkin wygrał wznowienie, krążek wędrował między parą obrońców, aż w końcu trafił na kija DeBrincata, który długo się nie zastanawiał. Celując w przeciwległy róg bramki Montembeault. Tylko 4-3! I szał na trybunach. Inna sprawa, że mnóstwo przytomności zachowywał także Lyon w kolejnych minutach. Musiał, jeśli ten sezon miał dalej trwać. Nie było jednak wątpliwości, że momentum powolutku przechodziło na stronę Skrzydeł. Czas uciekał coraz szybciej. 5 minut, 4 minuty, 3 minuty. Aż, na 2:20 przed końcem regulaminowego czasu gry. Sztab trenerski, nie czekał dłużej. Ściągając w między czasie Lyona. To co wydarzyło się później. Było czystym sportowym zacięciem. Raymond najpierw nie trafił w dogodnej sytuacji. Gdy wreszcie zakotłowało się przed bramką rywala. Z dalszej odległości w słupek trafił Gostisbehere. Ten sam 30-letni obrońca był kluczem do utrzymania krążka w strefie obronnej rywala, gdy zdołał go złapać jedną ręką i ponownie wprowadzić do gry. Następnie rozprowadziło go do Perrona, a ten jak przystało na weterana. Spokojnie oddał do dalej do Raymonda, który tym razem, już nie chybił. 4-4, na 77 sekund przed ostatnim gwizdkiem! Kosmos! Czyli można! A to nie był koniec! 30 trafienie i 70 punkt w sezonie młodego Szweda. Poezja.

Dogrywka:

Oczy mnie nie myliły. Wszystko zmieniało się, jak w kalejdoskopie. DeBrincat ostrzelał poprzeczkę, a następnie zrobił to, samo Gostisbehere. Nim minęła druga minuta doliczonego czasu gry. Żeby nie było. Lyon także musiał zrobić swoje. Między innymi powstrzymując dwukrotnie Caufielda. Ale ostatnim i niemal jedynym bohaterem został Raymond, który na nieco ponad 25 sekund przed końcem. Pokonał 27-letniego bramkarza ekipy z Montrealu, czym zapewnił komplet punktów i definitywnie podtrzymał nadzieje, na awans. Oczywiście został wyściskany chyba przez każdego z partnerów, ławka opustoszała, a w hali zabrzmiało Don't Stop Believing, autorstwa zespołu Journey! Obecny bilans w dogrywkach: 11-8.

Podsumowując:

Połowa planu, na ten dwumecz została wykonana. Okupiona potwornymi nerwami. I chyba teraz obawiam się tylko jednej ewentualności. Cytując przy okazji Friedmana:

Craziest possible scenario tonight: Flyers must win in regulation to have a chance. Any kind of win by Capitals puts them in playoffs. What happens if game is tied late in third period? Flyers have to pull goalie, don’t they? Risking Capitals clinching on empty-netter.

Z kolei dla tych którzy nadal chcieliby narzekać, że Raymond. Jednak nie ma odpowiedniego poziomu talentu, czy zaangażowania. Niech skierują oczy poniżej:

Top-5 goal scorers since March 12th:

1. Steven Stamkos: 16 goals (16 GP)
T-2. Auston Matthews: 15 goals (16 GP)
T-2. Filip Forsberg: 15 goals (16 GP)
T-4. Lucas Raymond: 14 goals (17 GP)
T-4 Artemi Panarin: 14 goals (18 GP)


Pomeczowe multimedia:



 
     
Tomasz 
Patron rozsądku


Ulubiony Zawodnik: Raymond
Za Red Wings od sezonu: 2006-07
Wiek: 40
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 3717
Skąd: LS|PL
Wysłany: 2024-04-17, 14:05   

Przy meczach dzień po dniu. I to o taką stawkę. Zazwyczaj człowiek, nie spodziewa się kolosalnych zmian. Wcześniej zapowiedziano, że Lyona w tym starciu zastąpi Reimer. I tak się właśnie stało. Okazało się, że nie była to zła decyzja, choć pewnie wielu z nas było bardziej poddenerwowanych, niż zwykle.

Wyjściowy skład:

DeBrincat-Larkin-Raymond
Perron-Compher-Kane
Fabbri-Copp-Fischer
Veleno-Czarnik-Sprong

Chiarot-Seider
Edvinsson-Petry
Määttä-Gostisbehere

Reimer
Lyon


Start nie do końca mógł się podobać. Goście wyglądali na zdeterminowanych. Ale to, nie oznaczało, że struktura defensywna będzie szczelna. Gdy mijała druga minuta, Reimer musiał się mieć na baczności. Bowiem krążek wytrącony Seiderowi, szybko przemieścił się za linię obrony, a Compher, który zgubił w międzyczasie swój kij. Desperacko próbował powstrzymać, aż dwóch rywali. Na szczęście Slafkovský, nieco się pogubił, mając do dyspozycji Caufielda. Generalnie te kilka pierwszych minut, należało do gospodarzy. Także fizycznie. Swoje problemy miał także Compher, który miał kontakt z łyżwą jednego z rywali. W jego miejsce rotował Veleno. W dalszej części najwięcej do powiedzenia mieli obaj bramkarze. Po tym jak minęła połowa pierwszej tercji. Gra dalej była na tyle dynamiczna, że nie zdziwiło mnie, gdy Newhook, wykorzystał celne podanie od Gallaghera. Podczas szybkiej kontry. 1-0 w plecy, po ponad 11 minutach. I pozycja, którą Skrzydła znały bardzo dobrze, dzięki swoim słabościom. Trzeba jednak im oddać, że próbowali przenieść ciężar gry. Primeau, także miał co robić. Choć w kilku momentach faktycznie uwagę skupiał na sobie Reimer. W końcówce popracowała jeszcze czołowa formacja drużyny z Detroit. Ale na 91 sekund przed zjazdem, na przerwę. Seider przymierzył spod linii niebieskiej. To oznaczało skromny remis i brawa, dla tego młokosa, za przywrócenie nadziei. Komentatorzy zastanawiali się także, czy Compher wróci na lód w kolejnych odsłonach.

Tak też się stało, ale człowiek zapamiętał raczej słupek w który po kilkunastu sekundach trafił DeBrincat. Później znowu zbyt wiele toczyło się przed nosem Reimera, aby twierdzić, że wszystko było w porządku. Do tego Skrzydła podchodziły do kolejnych prób budowania transition game, chyba zbyt nerwowo. Inna sprawa, że młoda ekipa z Montrealu. Jeszcze nie potrafiła się porządnie wstrzelić. Zmiana nastąpiła, gdy Armia wygrał pojedynek o pozycję z Edvinssonem, a Gallagher dobił krążek. 2-1 dla podopiecznych St. Louisa i to całkiem zasłużone. Przy czym czołowa formacja gości, nadal była przyjemna dla oka. Jako jedyni, na spółkę z pierwszą parą obrońców. Potrafili wytworzyć presję, na młodym bramkarzu Habs. Z kolei Reimera przed utratą kolejnej bramki obronił słupek oraz akrobatyczne popisy. Ale na 9:51 przed końcem, już nie był w stanie zdążyć ze wszystkim. Katem, na przedpolu okazał się Caufield. 23-latek podwyższył prowadzenie i wydawało się, że sezon Skrzydeł dobiega właśnie końca. Nic bardziej mylnego. Inne plany miał choćby Veleno, który 36 sekund później wykorzystał fakt, że przed chwilą sędziowie odgwizdali karę jedneu z rywali, a on okazał się najsprytniejszy i umieścił gumę pomiędzy parkanami Primeau. 3-2, a więc udało się odrobić część strat. Mało tego. Goście próbowali pójść za ciosem. Co mnie niezmiernie ucieszyło. Kilka kolejnych sekwencji pokazało, że wróciła determinacja. A ostatnie 5 minut drugiej odsłony stało pod znakiem zwiększonego tempa. Pewnie też za sprawą kary dla Fischera. Reimer musiał popisywać się swoim warsztatem. Tym bardziej, że Raymond odrobinę się zapomniał i wybił gumę poza pleksę, bez dobrego powodu, na 1:53 przed przerwą. To oznaczało, że przez kilka sekund gospodarze grali z przewagą dwóch postaci, ale atak został zneutralizowany, a Larkin, miał swoją okazję podczas kontry zapoczątkowanej przez partnerów. W każdym razie wynik nie uległ zmianie, nim zegar pokazał 40 minutę.

Ostatnie 8 sekund z kary dla Raymonda. Zostało dograne, już w trzeciej tercji. I po jego powrocie na lód. Czołowa formacja wyszarpała sobie jeszcze czas w strefie obronnej rywala. Później gra się wyrównała. Ale to czwarta formacja Skrzydeł z tym zadziornym Sprongiem na czele. Zapaliła koguta na 16:29 przed końcową syreną. Co po raz kolejny doprowadziło do remisu (3-3). 27-letni Holender to, prawdziwy spryciarz, gdyż bezbłędnie wykorzystał pozycję z tego ujemnego konta i nastrzelił krążek o tylną część wyposażenia Primeau. Po kilku minutach gorąco zrobiło się na przedpolu bramki Reimera. Suzuki wypuścił się z samotną kontrą, która na szczęście została powstrzymana. Następnie groźny po stronie gospodarzy pozostawał debiutujący na własnym lodzie Hutson. Czas upływał coraz szybciej. A napór drużyny z Montrealu, nie malał. I w końcu dopięli swego. Na 7:14 przed końcową syreną Slafkovský ustrzelił 20 trafienie w sezonie. Zmieniając tor lotu krążka po strzale wspomnianego Hutsona. Kibice w Bell Centre, powitali taki scenariusz aplauzem, a Skrzydła musiały wrócić do odrabiania strat. Sezon wisiał na włosku. Wchodząc w ostatnie 5 minut regulaminowego czasu gry. Obie ekipy miały na koncie po 30 celnych strzałów. Co zapowiadało szaloną końcówkę. Dało się wyczuć i zobaczyć tą desperację po stronie gości. Brakowało niewiele. A Lalonde w końcu zdecydował się ścignąć swojego bramkarza. Skrzydła robiły co mogły. Krążek wędrował z kija, na kij. Sekundy się wypalały. Gdy pozostawało tylko kilkadziesiąt sekund. Po gwizdku nie brakowało także przepychanek. W całym tym zamieszaniu na moment wrócił Reimer, a gospodarze prawie wpakowali krążek do pustej bramki. Gdy guma wróciła do strefy obronnej Habs, na niecałe 8 sekund przed finalnym gwizdkiem. Larkin stanął do wznowienia, które wygrał, a Gostisbehere, który do niego dopadł. Przekazał go natychmiast do Perrona, który niczym rasowy ofensywny obrońca. Zaparł się i dzięki dynamice swoich bioder i ramion. Posłał gumę obok łapaczki bramkarza rywali. 4-4! Czyli 60 minut zakończyło się takim samym wynikiem, jak 24 godziny wcześniej.

Dogrywka:

Na starcie doliczonego czasu gry. Gracze Skrzydeł, nie wiedzieli, że drużyna z Waszyngtonu bezlitośnie wykorzystała błąd rywala. A nim minęła pierwsza minuta dogrywki. Larkin zmarnował wyśmienitą okazję. Co grosza w późniejszej fazie Kane zarobił karę. Która, już wtedy mogła kosztować jego partnerów najwyższą cenę. Niemniej udał się to, jakoś wybronić. Czapki z głów przed Reimerem, który nie dał się pokonać nikomu. Ostatnia minuta dogrywki, nie przyniosła rozstrzygnięcia.

Ostateczny bilans całego sezonu w tym elemencie: 11-8.

Rzuty karne:

Przykre było to, że nim rozpoczął się ten popis indywidualnych umiejętności. Skrzydła, już wiedziały, że nie mają szans na awans. Przez końcowy wynik w parze: :was: vs :phi: . Dlatego, gdy Larkin oraz Raymond, nie potrafili pokonać Primeau, a Reimer zatrzymał wszystkich trzech strzelców gospodarzy. Natomiast mecz wygrał kunszt Kane'a. Ale na ławce Skrzydeł, nie było radości. I gry patrzyłem na twarze podopiecznych Laonde'a. Moje serce pękało z żalu. Jebany Friedman i część dziennikarzy miała rację, gdy ukazywały się pierwsze opinie o tym. Co może stać się minionej nocy. Jeszcze jedno. Nim Viaplay ucięła transmisję z Montrealu, słyszałem jak Ken Daniels zdenerwowanym tonem podsumowywał, że to, było do przewidzenia. Ech...

Ostateczny bilans całego sezonu w tym elemencie: 3-1.

Podsumowując:

Skrzydła wykonały resztę planu. Ze swojej strony zrobiły co mogły. Niestety jeden konkretny wynik. Nie ułożył się po ich myśli. Ogromnie szkoda mi było szczególnie Larkina, gdy trzeba było udzielać pomeczowych wywiadów. Nie wiem, jak reszta z Was. Ja jestem dumny z tego, że walczyli do końca. I tak, jak pisałem wyżej. Grali o wszystko do samego końca. Wcześniej rzecz niespotykana. Więc należą się tej grupie podziękowania. Także za kibicowskie emocje do samego końca. Co do sezony, czy jego całościowego przebiegu. Pewnie będzie jeszcze czas ochłonąć. Zebrać na spokojnie wszystkie myśli. I skrobnąć coś w wątku dotyczącym całego sezonu. Dziś pewnie tylko napomknę. Co z marszu leży mi na sercu.

Kończę dwoma wzmiankami. Gratulacje dla Comphera, za rozegranie meczu nr. 500. Oczekuje także, że w najbliższym czasie do :grg: zostaną odesłani Edvinsson, Czarnik oraz Aston-Reese.

Pomeczowe multimedia:

 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Design by Forum Komputerowe
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,05 sekundy. Zapytań do SQL: 11