| Terminarz | FAQ | Szukaj | Użytkownicy | Grupy | Statystyki | Rejestracja | Zaloguj |

Poprzedni temat «» Następny temat
Zamknięty przez: Zion
2024-04-24, 21:35
T27 GAME 78/79/80 - WAS:DET / DET:PIT / DET:TOR
Autor Wiadomość
Zion 
Administrator
RedWings.pl


Ulubiony Zawodnik: Cossa, Augustine
Za Red Wings od sezonu: 1999-2000
Wiek: 36
Dołączył: 06 Paź 2006
Posty: 5097
Skąd: Łaziska Górne - 7250 km od LCA
Wysłany: 2024-04-07, 21:42   T27 GAME 78/79/80 - WAS:DET / DET:PIT / DET:TOR


TYDZIEŃ 27



GAME 78 - 09.04.2024 - Wtorek - 7:00 pm (1:00)

WASHINGTON CAPITALS 2:1 DETROIT RED WINGS


Detroit - Little Caesars Arena



GAME 79 - 11.04.2024 - Czwartek - 7:00 pm (1:00)

DETROIT RED WINGS 5:6 OT PITTSBURGH PENGUINS


Pittsburgh - PPG Paints Arena



GAME 80 - 13.04.2024 - Sobota - 7:00 pm (1:00)

DETROIT RED WINGS 5:4 OT TORONTO MAPLE LEAFS


Toronto - Scotiabank Arena



Bilans tygodnia: 1-1-1 (39-32-9)

Gracz tygodnia: Lucas Raymond
_________________

 
 
     
Tomasz 
Patron rozsądku


Ulubiony Zawodnik: Raymond
Za Red Wings od sezonu: 1998-99
Wiek: 40
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 3726
Skąd: LS|PL
Wysłany: 2024-04-08, 20:10   



Pora skrobnąć coś dotyczącego dzisiejszego opcjonalnego treningu. Obecnych było siedmiu graczy z pola oraz dwóch bramkarzy: Veleno, Fabbri, Sprong, Czarnik, Holl, Edvinsson, Walman, a także Reimer oraz Husso. Choć raporty różnych dziennikarzy były nieco sprzeczne, gdy mowa dokładnie o tym kto był obecny. Mam na myśli obsadę między słupkami. To jednak niuans.



Lalonde wspomniał o tym, że Rasmussen, wciąż nie będzie do dyspozycji. Mało tego. Główny trener przyznał, że w jutrzejszym starciu. Chce użyć dokładnie tego samego składu, więc nie spodziewajmy się zmian. Lyon w bramce. Z kolei po treningu oficjalnie podano, że Husso, już teraz wyruszy, na conditioning stint do :grg: . Zawsze to, jakiś pozytyw. A na zapleczu przyda się ktoś doświadczony, gdy ma się przed sobą trzy kolejne dni meczowe (piątek, sobota, niedziela). Jeszcze słówko odnośnie Walmana. Główny trener użył sformułowania not himself lately. Więc fakt, że ostatnio wybiórczo pauzował. Nie jest w takim razie niczym dziwnym. Co nie oznacza, że jutro go zobaczymy. Skoro proponowano identyczny skład.
 
     
Tomasz 
Patron rozsądku


Ulubiony Zawodnik: Raymond
Za Red Wings od sezonu: 1998-99
Wiek: 40
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 3726
Skąd: LS|PL
Wysłany: 2024-04-09, 17:25   



Wyglądało na to, że Seider mocniej odczuwał te wszystkie zablokowane strzały w ostatniego meczu. Ponieważ dziś zabrakło go na porannym rozruchu. Nic bardziej mylnego. Teraz to młodego Niemca trafił ten flu bug. Choć Lalonde i spółka mają nadzieję, że dziś wieczorem będzie w stanie wystąpić. Doskonale ich rozumiem. Dziś czeka tą ekipę najważniejszy mecz, jak dotychczas. Bez Seidera, będzie im o wiele trudniej powstrzymać ofensywę :was: .

Wracając na lód. W pierwszej parze z Chairotem, ślizgał się w jego miejsce Walman. Co zrozumiałe. Z formacji, jakie utworzono podczas treningu. Wyraźnie wynika, że ten ruch z Czarnikiem, na środku drugiej formacji. I stworzenie takiej, a nie innej trzeciej formacji. Miało ostatnim czasem powstrzymać zapędy Thompsona (BUF).

Jak widać poniżej. Chyba wszystko wróci do normy. Choć ostatnio zacząłem się zastanawiać, czy Compher jest w stanie wyciągnąć maksa z tego duetu, który ma na piórkach. Niech mnie nikt źle nie zrozumie. 29-latek to, bardzo solidny gracz, ale widać, że generalnie w klubie brakuje takiego centra z wyższej półki. Obstawiającego razem z Larkinem środek w Top-6. Przecież w tym sezonie próbowano, już innych, choćby Veleno, ale to, jest jedna z tych słabości, którą można próbować załatać latem. Tylko, że mając pieniążki utopione w kontrakcie np. Coppa. Szanse, na to, są marne. Taka mała dygresja. ;)

Proponowane formacje:

Perron-Larkin-Raymond
DeBrincat-Compher-Kane
Fabbri-Copp-Fischer
Veleno-Czarnik-Sprong

Chiarot-Walman (for Seider)
Edvinsson-Petry
Määttä-Gostisbehere
Holl

Lyon starting. Reimer backup.

PP units:

1. Raymond (net front), Larkin (bumper), Perron-Kane (flanks), Gostisbehere (point)
2. Compher (net front), Fabbri (bumper), DeBrincat-Sprong (flanks), Petry (point)
 
     
Tomasz 
Patron rozsądku


Ulubiony Zawodnik: Raymond
Za Red Wings od sezonu: 1998-99
Wiek: 40
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 3726
Skąd: LS|PL
Wysłany: 2024-04-10, 15:25   

Warto wspomnieć, że zapowiedzi się spełniły. Seider wystąpił, a poszczególnie formacje ofensywne. Zostały przywrócone do bardziej standardowych schematów, które znaliśmy. innych zmian nie było. I pozostawał tylko czekać, na odpowiedź o dalszy los tej kampanii.

Wyjściowy skład:

Perron-Larkin-Raymond
DeBrincat-Compher-Kane
Fabbri-Copp-Fischer
Veleno-Czarnik-Sprong

Chiarot-Seider
Edvinsson-Petry
Määttä-Gostisbehere

Lyon
Reimer


Sam początek może trochę zbyt chaotyczny, ale raptem po 20 sekundach. Larkin, miał swoją szansę, aby zaskoczyć Lindgrena. Kolejną postacią z podobnym animuszem, był Fischer. Przestrzelił. To, się zdarza. Przy czym Lyon także dość szybko miał się czym zajmować. Co ciekawe nawet Chiarot miał swoją okazję, nie gorszą, niż partnerzy wcześniej. Ale przyznam, że to do Lyona uśmiechało się szczęście. Jak Lapierre tego nie trafił. Nie wiem do teraz. Generalnie pierwsze pięć minut z przewagą optyczną Skrzydeł. W dalszej części Perron próbował się wstrzelić, a także DeBrincat (tylko jedna bramka w ostatnich 18 meczach). Tak więc do 10 minuty wyglądało to, całkiem znośnie. Kolejne minuty ponownie przyniosły więcej chaosu, ale najważniejsze, że Lindgren miał co robić. Po kwadransie gry. Śmiało można było napisać, że momentum jest raczej po stronie gospodarzy. W końcu oddali dwa razy więcej celnych strzałów, niż rywale (12-6). Wspominając końcówkę pierwszej tercji. Nadal mam przed oczami kolejną próbę Fischera, który miał sporo czasu, aby przymierzyć. Czy nieco później sytuację Comphera. W każdym razie po 20 minutach, był bezbramkowy remis.

Druga odsłona zaczęła się bardzo podobnie. Pierwszym z bohaterów, dla Skrzydeł, który mógł się objawić, był Fabbri. Później swoich sił w kształtowaniu gry ofensywnej próbowało całe Top-6. Nie brakowało także inicjatywy obrońców. Szkoda tylko, że Chiarot celował w środek bramki. A Gostisbehere został powstrzymany przez bramkarza. Pierwsze pięć minut nadal nie przynosiło odpowiedzi. Mogło się za to podobać, jak w dalszej części pracowała druga formacja. Za to, do grupy marnujących okazję dołączył Czarnik. A chwilę później karę zarobił Kane, co zmusiło jego partnerów do wytężonej pracy w destrukcji. Udało się! Po powrocie do pełnych sił. Skrzydła zaciekle próbowały odzyskać inicjatywę (przewaga 24-10 w strzałach, prawdziwa rzadkość). Wznowienie na 7 minut przed końcem oznaczało zanurzenie się w kolejny interwał. W pewien sposób szczęśliwy także dla Lyona. Aubé-Kubel go pokonał, ale przeszkodził mu słupek. Więc, na nieco ponad 5 minut przed zjazdem na przerwę. Na tablicy wyników wciąż widniał bezbramkowy remis. Gospodarze kontrolowali zapędy rywala, ale szczęście ich nie opuszczało. Bowiem Lapierre zmarnował kolejną wyśmienitą okazję. A kilka chwil później. Żarty się skończyły. Compher nie potrafił umiejętnie wybić krążka z własnej strefy obronnej, a ten po trafieniu w Fehérváry'ego. Trafił następnie do Strome'a. I został umieszczony za plecami Lyona, który nie miał za wiele do powiedzenia. 1-0 dla drużyny z Waszyngtonu i sporo sportowej złości, na lodzie. W końcówce było słychać doping, ale niezbyt głośny. Uciszony kompletnie po tym, jak Owieczkin skorzystał z faktu, że Seider miał swoje problemy z balansem ciała. 2-0 do szatni, co było mocnym ciosem. Po którym szanse, na podniesienie się w tym meczu były znikome. Po prostu zemściły się wszystkie te niewykorzystane okazje, czy zwykłe błędy.

Ostatnia część gry to, dla mnie przede wszystkim ta zmarnowana okazja Larkina, który był niemal sam na sam z Lindgrenem. Powstrzymującym Kapitana Skrzydeł z zimną krwią. Zupełnie tak, jak Fischera, czy po kilku minutach Määttę. Pierwszy 5 minutowy segment był więc z kategorii, nie wpływających, na wynik. Później Gostisbehere popełnił błąd w okolicach własnej bramki, ale obyło się bez konsekwencji. Także, gdy Compher nie potrafił celnie podać do jednego z partnerów. Na szczęście goście popełnili prosty błąd. Odgwizdano im too many men, więc Skrzydła otrzymały chyba jedną z ostatnich okazji do tego, aby odzyskać cień kontroli, nad własnym losem. Nie obyło się bez desperacji, ale na 12:30 przed końcową syreną. Wynik stał w miejscu. Podczas całej przewagi najbardziej widoczny był Perron, ale co z tego. Nie udało się zaskoczyć 30-letniego Amerykanina między słupkami gości. Mocny napór na jego bramkę trwał niemal do połowy trzeciej tercji. Następnie za ciosem próbowali pójść podopieczni Carbery'ego. Z tym, że przez ostatnie 8 minut oddali, już tylko bodaj jeden strzał, na bramkę Lyona. Za to, Kane nie przestawał się starać. Ale na nieco ponad 6 minut przed zjazdem do szatni. Lidngren był, jak ściana. A na lodzie pojawiła się także ośmiornica. W niczym to, nie pomogło. A sędziowie nawet nie potrafili odgwizdać kary, gdy Aubé-Kubel zdzielił kijem twarz Coppa. Wcześniej przegapili także kolejne too many men u rywali. Cóż. Skrzydła mogły tylko mieć nadzieję, że coś się zmieni. I tak się stało. Oshie niepotrzebnie tak zaciekle atakował Seidera. Więc na nieco ponad 4 minuty przed końcem. Powstała druga szansa, aby strzelić bramkę kontaktową. Brakowało jednak wykończenia. Co było bardzo przykre głównie dla kibiców. Już nawet nie wspominając, że Lalonde, szybko ściągnął Lyona. Czyli był moment, gdzie ślizgało się, aż 6 hokeistów Skrzydeł, przeciwko 4 ekipy ze Stolicy. Time out, na 2:06 przed końcem. Miał całość uspokoić i dać chwilę wytchnienia. Po wznowieniu Lyon, nadal pozostawał na ławce, ale Skrzydła nie były w stanie wypracować sobie czystej sytuacji przez długie sekundy. I gdy wydawało się, że nic się nie uda. W kotłowaninie przed bramką rywala, najlepiej odnalazł się Kane. 20 trafienie w sezonie, ale jakoś nikt się nie cieszył. Czemu trudno się dziwić.

Podsumowując:




Dotkliwa porażka i testament tego, że bez odpowiedniej skuteczności, a także przywiązania do detali. Nie da się ograć rywala, który wcale nie zagrał niczego wyjątkowego. Skrzydła oddały prawie dwa razy tyle strzałów, przeważały w kole wznowień (bardzo dobra postawa w trzeciej tercji). I kontrolowały sporą cześć tego meczu. Ale jak się pozwala rywalowi, na dokończenie tego co zaczął. Popisując się przy okazji indolencją strzelecką, przez lwią cześć całego starcia. Trudno o choćby jeden punkt.

Nie pierwszy raz niewykorzystane okresy gry w liczebnej przewadze. Mogące napędzić momentum. Kosztowały ten zlepek zawodników sporą część sił oraz starań. Skrzydła spokojnie mogły ograć bezpośredniego rywala. Nawet z tak niedowidzącym składem sędziowskim. Nie zrobiły tego. Więc, niech teraz zmierzą się z konsekwencjami. Jutro :pit: , będą czekać zacierając łapki, aby na ich plecach wspiąć się wyżej.

Inna sprawa, że Lalonde po meczu wspominał o tym, iż Copp doznał złamania kości policzkowej. Więc oczywiste, że nie będzie dostępny w najbliższym starciu. Podobno jego rolę ma przejąć Veleno. A do tego sztab trenerski z konieczności zwróci się w stronę: 11F-7D. Zobaczymy. Dziś sięgnięto po Aston-Reese'a z :grg: . Choć to, nie przekreśla pomysłu ze zmianą systemu. Wszyscy wiemy, że Lalonde od tego nie stroni. ;)

Pomeczowe multimedia:



 
     
Roggi 


Ulubiony Zawodnik: Paweł Dacjuk
Za Red Wings od sezonu: 2001
Wiek: 42
Dołączył: 03 Maj 2008
Posty: 1697
Skąd: płn-wsch skrzydło...
Wysłany: 2024-04-10, 17:53   

Odkąd śledzę NHL to drugi raz jestem świadkiem tak żenującej "walki" o play off (
poprzednio coś podobnego w konferencji zachodniej pamiętam x lat temu).
 
     
piotras1985 

Ulubiony Zawodnik: Steve Yzerman
Za Red Wings od sezonu: 97/98
Wiek: 38
Dołączył: 21 Sty 2012
Posty: 1530
Skąd: Lubuskie
Wysłany: 2024-04-11, 07:48   

ewidentnie w tym sezonie jest na wschodzie 6 ekip mocnych, tzw pewniaków do PO i cały zastęp tzw bubble teams. W zasadzie tylko 3 ekipy odstają. Gdyby :buf: lepiej weszli w sezon to byłoby jeszcze ciekawiej. W zasadzie jedyną niespodzianką w stosunku do przewidywań jest postawa :njd: którzy byli typowani do TOP3 w metro i po dobrym starcie wszystko na to wskazywało.

Co do samego "wyścigu żółwi" to przynajmniej mamy emocje do końca.

Natomiast jeśli spojrzymy na naszą postawę to z jednej strony dominowaliśmy w meczu z WSH i zabrakło skuteczności, a z drugiej strony sami się postawiliśmy w tej pozycji po gównianym marcu. Gdybyśmy tam jechali, tak jak teraz 4-4-2 na 10 meczy to bylibyśmy tam gdzie :tbl: i dyskusja byłaby zamknięta. Z jednej strony chciałbym winić Lalonde za to wszystko, zwłaszcza za brak motywacji. Z drugiej strony Torts w :phi: staje na głowie, a drużyna leci na łeb na szyję (jest szansa że ich upadek przykryje nasz upadek, bo jednak lecieli z 3dr Metro i bliżej końca sezonu). Z trzeciej strony nic nie usprawiedliwia decyzji ws Petrego. Prawie każdy obrońca z dolnych par siadał na ławie, tylko nie Jeff. To zakrawa nieco na absurd, bo Matta nie grał gorzej od Jeffa, a i Holl pewnie by wypadł znośnie po dłuższej przerwie.
 
     
Tomasz 
Patron rozsądku


Ulubiony Zawodnik: Raymond
Za Red Wings od sezonu: 1998-99
Wiek: 40
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 3726
Skąd: LS|PL
Wysłany: 2024-04-11, 15:35   



Wracając do wczorajszego treningu. Nie sposób pominąć potwierdzone złamanie tej kości policzkowej u Coppa oraz raportowane powołanie w jego miejsce Aston-Reese'a. Lalonde wspomniał też, że Rasmussen, czy nawet Copp. Być może wystąpią w sobotę przeciwko :tor: . Dziś między słupkami ma wystąpić Lyon. Co nie powinno nikogo dziwić. Właściwie to, nie ma innej opcji. Reimer pewnie zdąży rozegrać swój 500 mecz w NHL. W którymś z meczy przeciwko :mon: , na koniec sezonu.

Co do starcia z :pit: . Podobno Nedeljkovic będzie czekał, aby się zemścić, na byłych kumplach. ;)

To także dzięki niemu, Nieloty są o krok od awansu. Skrzydła będą miały jeszcze ciężej. Ostatnia porażka z tyłu głowy, mecz na wyjeździe w niewygodnej oprawie. Bardzo wysoka wrażliwość, na to, jak będzie przebiegał mecz. Tutaj naprawdę będzie potrzeba niemal cudu.

Proponowane formacje:

DeBrincat-Larkin-Raymond
Perron-Compher-Kane
Fabbri-Veleno-Sprong
Aston Reese-Czarnik-Fischer

Chiarot-Seider
Edvinsson-Petry
Maatta-Gostisbehere
Walman-Holl (extras)

Lyon/Reimer


Money Puck śpieszy z liczbami, gdyby ktoś był ciekawy . ;)

 
     
Tomasz 
Patron rozsądku


Ulubiony Zawodnik: Raymond
Za Red Wings od sezonu: 1998-99
Wiek: 40
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 3726
Skąd: LS|PL
Wysłany: 2024-04-12, 11:20   

Zgodnie z zapowiedziami. W protokole meczowym zameldował się powołany Aston-Reese, a każda z ofensywnych formacji została nieco przebudowana. Przekonajmy się, czy przyniosło to, pożądany skutek.

Wyjściowy skład:

DeBrincat-Larkin-Raymond
Perron-Compher-Kane
Fabbri-Veleno-Sprong
Aston-Reese-Czarnik-Fischer

Chiarot-Seider
Edvinsson-Petry
Maatta-Gostisbehere

Lyon
Reimer


Podczas pierwszej minuty obrońcy tacy, jak: Chiarot, czy Petry, próbowali być aktywni. A w kolejnych starali się oddawać strzały z niestandardowych pozycji. Przy czym to, pierwsza groźna próba Pingwinów. Zamieniła się od razu w bramkę. Lyon nie utrzymał krążka w statycznej pozycji, a ten powolutku przetoczył się, za jego plecy. Po dobitce O,Connora. Szybkie 1-0 dla Nielotów i już trzeba było odrabiać straty. I co ciekawe udało się to, już minutę później, gdy Raymond skutecznie dokończył pracę czołowej formacji. Remis! Szkoda, że to, całe momentum pokrzyżowała ewidentna kara dla Fabbriego. Obroniona, gdzie po jej zakończeniu Larkin niemal przedarł się pod bramkę strzeżoną przez Nedeljkovica. W dalszej części Skrzydła miały problemy z oddaleniem zagrożenia od własnej bramki. Szkoda, że w akcji 3-on-2, Gostisbehere zgubił krążek, nim upłynęła 10 minuta. Później przyzwoicie poczynała sobie formacja Comphera, która wypracowała także karę dla Małkina. Nic jednak nie wyszło z tych niepoukładanych ataków. Za to, gospodarze ponownie zaczęli się starać. Co przyniosło efekty. Letang, niczym rasowy snajper wyczuł reakcję Lyona i po szybkiej kontrze umieścił gumę pomiędzy parkanami. 2-1 dla Nielotów i wzmagający się doping, dla lokalnej drużyny był wyraźnie słyszalny. Skrzydła próbowały się otrząsnąć, ale średnio to, wyglądało. Z kolei Pingwiny próbowały pójść za ciosem. Na niecałe 24 sekund przed końcem swoją determinację oraz talent potwierdził Raymond, który po raz drugi pokonał byłego kolegę. Po 20 minutach ponownie na tablicy widniał remis (2-2), a znikoma przewaga w celnych strzałach (10-8 dla DET) została utrzymana.

Najlepiej, na początku drugiej odsłony. Zaprezentowała się chyba czwarta formacja. Tak Aston-Reese, jaki i Czarnik, mieli swoje drobne okazje w tym ograniczonym czasie gry. Ponownie swoich sił próbowała także ta czołowa. Podobnie, jak Chiarot, który oddał mocny i celny strzał spod niebieskiej, ale Nedeljkovic, nie był zasłonięty i odbił gumę prawym parkanem. Po chwili prawy słupek zadźwięczał po strzale Perrona. A Kane mając na plecach jednego z rywali, nie zdołał przechytrzyć bramkarza gospodarzy. Lyon także miał co robić. Szczególnie przy wcześniejszej inicjatywie Crosby'ego. Edvinsson mógł się podobać. Bez kompleksów radził sobie w strefie obronnej rywala. Niestety Kapitan Nielotów zmienił ten segment gry na korzyść swojej drużyny. Swoją drogą Perron go nie upilnował, a ten idealnie wykończył podanie. W następnej sekwencji po drugiej stronie lodu. Fabbri nie był pilnowany w przestrzeni pomiędzy bulikami, ale jego strzał obronił parkanem Nedeljkovic. Gdy mijała połowa tercji oraz meczu. Doszło do przepychanek przy bandzie w strefie obronnej Skrzydeł. W jej wyniku Chiarot oraz Crosby wylądowali w boksie kar. Moim zdaniem sprawiedliwie, a dla ich partnerów zrobiło się nieco więcej miejsca na lodzie. Przy czym wynik się nie zmienił. Dopiero po kilku minutach Rust pocelował lewe okienko bramki Lyona. 4-2 dla Pingwinów, 7:16 do końca drugiej tercji. I znowu wszystko zaczęło się układać po myśli rywali. No może do chwili, gdy Pettersson, nieprzepisowo przycisnął do bandy Larkina. tak więc goście dostali od losu kolejną szansę, na złapanie kontaktu z przeciwnikiem. Nie udało się, a były momenty, gdy dodatkowo popracować musiał Lyon. Przykro było patrzeć na to, jak czas upływał, a krążki lecące w kierunku bramki pożerał Nedeljkovic. Przy równych siłach na lodzie. Crosby nadal polował na tysięczną asystę w karierze, a sama gra się wyrównała. W końcówce nie obyło się bez nieoczekiwanego bohatera. Otóż eleganckim, mierzonym strzałem popisał się Petry. Zmniejszając prowadzenie podopiecznych Sullivana o połowę. Po 40 minutach było jasne, że trzeba naciskać dalej, choć trudno będzie odrobić całą stratę.

Po pierwszym gwizdku w trzeciej tercji, mocno pogroziła czołowa formacja gospodarzy. Jakby potwierdzając to, o czym wspominałem. Z kolei podopieczni Lalonde'a, nie przestawali się starać. Najbardziej Edvinsson, który był bardzo blisko obsłużenia niepilnowanego Kane'a. Ale Pettersson, zachował resztki czujności i trącił gumę, która minęła kij legendarnego weterana NHL. Po kilku chwilach kara dla Zohorny, to była świetna okazja do utrzymania tego naporu. Po części się udało. Gostisbehere trafił w słupek. Niestety po chwili zemścił się błąd na linii niebieskiej. Sprong, źle podał do Seidera, a za ich plecy wyskoczył Carter, który bezbłędnie wykorzystał swoją szansę. Celując przy dalszym słupku bramki Lyona. Cóż. Stało się oczywiste, że 31-letni Amerykanin, nie jest w stanie wykraść tego meczu. Nim minęła 5 minuta. Pingwiny ponownie poczuły dominację. Zwłaszcza, że Nedeljkovic w efektowny sposób powstrzymał Kane'a. Niestety w dalszej części nadal sporo nie układało się po myśli Skrzydeł. Aston-Reese zarobił niefortunną karę. A nim trafił do boksu Nieloty, miały dłuższy okres w którym prawie zbudowały groźną akcję. Samą karę udało się obronić, ale czas zaczął mocno uciekać, gdy pozostawało nieco ponad 9 minut do końcowej syreny. Seider próbował wykazać się inicjatywą, podobnie, jak Sprong, ale chybił. Natomiast ucieszyłem się, gdy błąd w kryciu Karlssona, wykorzystał Larkin, po podaniu od Raymonda. Tylko 5-4 i całosezonowe nadzieje odżyły! Na nieco ponad 7 minut przed zjazdem do szatni. Gospodarze w wyraźny sposób starali się szanować posiadanie krążka. Bowiem czas nadal uciekał (tylko 5:25), a desperacji było coraz więcej po stronie Skrzydeł. I wreszcie podkreślili swoje aspiracje. Kolejny błąd strukturalny Pingwinów i Larkin idealnie obsłużył Raymonda, który z zimną krwią skompletował drugi hat-trick w swojej krótkiej karierze. Brawo! Na 5:07 przed końcem ponownie mieliśmy remis (5-5)! Dwie bramki w niecałe dwie minuty i kibice w hali zostali uciszeni. Tak więc końcówka zapowiadała się przeciekawie. Mi także udzielały się te emocje. Liczyłem, na to, że nikt, już nie popełni jakiegoś koszmarnego błędu po stronie gości. Obie strony próbowały wpłynąć, na wynik, ale po 60 minutach nie było rozstrzygnięcia (29-25 w strzałach dla DET). Gratulację za tą pogoń. Przynajmniej punkt został zabezpieczony. Co było bardzo cenne patrząc w tamtej chwili, na inne wyniki.

Dogrywka:

Rozpoczęła się od kontroli krążka przez Pingwiny. Gdy po wznowieniu wygranym przez Larkina, guma trafiła do Crosby'ego. Nieco później Kapitan Skrzydeł próbował pokazać, że potrafi być bohaterem. Na posterunku był Nedeljkovic. Lyon także nie próżnował, ale atomowym strzałem pokonał go w końcu Karlsson. Crosby zdobył tą swoją tysięczną asystę, a Pingwiny wskoczyły nad kreskę. Aktualny bilans Skrzydeł w tej części doliczonego czasu gry wynosi: 9-8 (2-1 w rzutach karnych).

Podsumowując:



Przyznam, że przed meczem sądziłem, iż Pingwiny połkną rywala. A już z pewnością nie spodziewałem się, że Raymond dokona tego co było jego udziałem. Minionej nocy zabrakło naprawdę niewiele, a Nedeljkovic faktycznie napsuł sporo krwi, choć kilkukrotnie udało się go sforsować. Skład sędziowski także nie miał najlepszego dnia, ale to, ostatnio standard. Zdobyty punkt jest cenny, choć patrząc na pozostałe wyniki. Skrzydła nadal mają przed sobą bardzo ciężkie zdanie, pozostając pod kreską.

W sumie w sobotę :tor: , a właściwie Matthews, który ma już na koncie 68 bramek. Z pewnością będą chcieli się odgryźć, za dość niespodziewaną porażkę minionej nocy.



Pomeczowe multimedia:

 
     
Tomasz 
Patron rozsądku


Ulubiony Zawodnik: Raymond
Za Red Wings od sezonu: 1998-99
Wiek: 40
Dołączył: 02 Maj 2010
Posty: 3726
Skąd: LS|PL
Wysłany: 2024-04-14, 18:20   



Po sobotnim rozruchu w Toronto. Okazało się, że między słupkami wystąpi jednak Reimer. Z kolei reszta partnerów wystąpi w niemal identycznych zestawieniach. Sprong zamienił się miejscami z Fischerem w Bottom-6.

Wyjściowy skład:

DeBrincat-Larkin-Raymond
Perron-Compher-Kane
Fabbri-Veleno-Fischer
Aston-Reese-Czarnik-Sprong

Chiarot-Seider
Edvinsson-Petry
Maatta-Gostisbehere

Reimer
Lyon


Początek całkiem dynamiczny, dla obu stron. Bez kompleksów, czy niepotrzebnych nerwów. Liście pierwszy celny strzał oddały dopiero po upływie 3 minut. Struktura Skrzydeł wyglądała przyzwoicie. Czyszcząc co trzeba przed bramką Reimera. Pierwsze 5 minut sprawiało, że apetyty rosły. Pierwszym z poważniejszą okazją był Czarnik. Po stronie Liści oczywiście Matthews. Moim zdaniem rytm gości zaburzyła ta kara dla Veleno, po upływie 8 minut. Joe z pewnością mógł być delikatniejszy w tej sytuacji, a i tak skończyło się tylko, na dwóch minutach. Inna sprawa, że gospodarze szybko poszli za ciosem. Marner wykończył wzorowe rozprowadzenie krążka przez Nylandera, a lokalni kibice mocniej odżyli. Następnie ekipa z Toronto, próbowała pójść za ciosem. Ale to, Debrincat wykorzystał przytomne podanie Raymonda i wyrównał stan meczu, tuż po upłynięciu 10 minuty pierwszej tercji. Ponownie zrobiło się ciekawie. Tym bardziej, gdy ofensywnie błysnął Edvinsson, którego idealnie obsłużył doświadczony Perron. 21-letni Szwed pokazał, że ruch ze ściągnięciem go z farmy. Był chyba najlepszym w wykonaniu Lalonde'a i spółki od niemal dwóch miesięcy. Po kwadransie stało się jasne, że momentum zaczyna się odwracać, na stronę gości. Na niecałe 4 minuty przed zjechaniem na pierwszą przerwę. Knies usiadł na ławce kar. Co sprawiało, że Skrzydła mogły spróbować swoich sił w liczebnej przewadze. Mimo, że przez długie sekundy nie udawało się niczego zbudować. Na 29 sekund przed jej końcem. DeBrincat dobił gumę odbitą w jego kierunku przez Samsonowa, więc wynik dość nieoczekiwanie urósł do dwóch bramek przewagi. A to nie był koniec. Skrzydła zaskoczyły mocnego dywizyjnego rywala także w samej końcówce. Kane odegrał do Perrona, a ten jakimś cudem zmieścił krążek pod lewym ramieniem Rosyjskiego bramkarza Liści. 4-1, na 18 sekund przed końcem pierwszej odsłony. Z perspektywy kibica Skrzydeł. Rewelacja!

Druga odsłona w domyśle miała być testamentem tego, że drużyna z Detroit, jednak potrafi utrzymać wysokie prowadzenie. Nie tym razem. I choć wcale nie zaczęło się źle. Kolejny groźny strzał oddał min. Edvinsson. A czołowa formacja próbowała narobić animuszu. Jak się okazało później, nawet Bertuzzi trafił na ławkę kar. A Skrzydła próbowały z tego skorzystać. Niemniej to, Reimer w końcu pękł po raz drugi. Kilka sekund po upływie 9 minuty. Robertson wybrał się na rajd, który zakończył precyzyjnym strzałem. W tym momencie było 4-2, a po chwili Kane, nie zachował odpowiedniej dawki ostrożności. Za co trafił do boksu kar. W sumie to, było double-minor (pojawiła się krew). Całość okazała się całkiem kosztowna. 64 sekundy wystarczyły Liściom, a konkretnie ich największej gwiździe, aby zmniejszyć przewagę tylko do jednej bramki. Gdzie Matthews zdobył swoją 69. bramkę w tym sezonie. Kosmos. A przecież drugie dwie minuty pozostawały jeszcze do odsiedzenia. Reimer dwoił się i troił. 36-latek robił co mógł, a z pomocą partnerów. Powstrzymał min. właśnie Mathhewsa, przed osiągnięciem kolejnego milestone w swojej karierze. Tak więc tą część kary udało się wybronić. A goście zaczęli się otrząsać. Starając się oddalić zagrożenie od własnej bramki i stworzyć coś własnego. Gdy mijał kwadrans drugiej odsłony. Właśnie na tym skupiali się podopieczni Lalonde'a. Szacunek dla McCabe'a, za przyjęcie na twarz tego strzału Larkina. Sędziowie przerwali grę, na 3:10 przed końcem drugiej tercji, aby można go było odprowadzić z lodu. Kilka chwil później, gdy sędziowie odroczyli karę jednemu z graczy Skrzydeł. Tavares odpowiednio dołożył łopatkę kija i wyrównał stan meczu. Patrząc na kolejne natarcia z końcówki. Można było napisać, że i tak drużyna z Detroit miała sporo szczęścia, że zjeżdżała na przerwę tylko remisując (w celnych strzałach zaczęły minimalnie przeważać Liście: 20-19).

Następne 20 minut zapowiadało się pasjonująco. Los Skrzydeł wisiał na włosku po tym, jak organizacje z Waszyngotnu, czy Filadelfii. Minionej nocy jednak ograły swoich rywali. Stało się jasne, że goście potrzebowali przynajmniej jednego punktu, aby nie wypaść z wyścigu. Dlatego fakt, że Reimer przez długie minuty musiał zachowywać skupienie, a z drugiej strony Samosonow w bardzo spokojnej sekwencji. Powstrzymujący w pewnym momencie Raymonda, aby po kilku minutach zrobić to ponownie. Tym razem w znacznie bardziej widowiskowy sposób. Tylko potwierdzały, jak wiele jest na szali. A po upływie ponad 11 minut trzeciej tercji. Nadal nie było wiadomo, która strona zabierze ze sobą komplet punktów. Czas upływał coraz szybciej, a walka o każdy centymetr lodu trwała nadal. Tym bardziej szkoda tych dodatkowych nerwów, gdy Kane zarobił drugą karą, za identyczne przewinienie. Na 2:45, przed końcową syreną. Po tym, jak przez blisko 45 sekund wcześniej. Razem z partnerami próbował w końcu dotknąć krążka, aby wreszcie mógł wylądować w boksie kar. Nie zdziwiłem się więc, że dla niektórych kibiców Skrzydeł. To było za dużo. Mimo wszystko udało im się obronić swoją bramkę. Można też było zwrócić honor Reimerowi, który był, jak ściana. Mało tego. Na 10 sekund przed ostatnim gwizdkiem. To Domi podciął DeBrincata. I teraz to Skrzydła kończyły regulaminowy czas gry. W liczebnej przewadze, która została przetransferowana na doliczony czas gry.

Dogrywka:

Człowiek trzymał kciuki ze wszystkich sił. Tak ważny punkt został zabezpieczony, ale przecież mając przewagę liczebna na lodzie. To był właśnie ten moment, aby chociaż raz. Wykonać egzekucję na rywalu, który wydawał się nie do pokonania, jeszcze przed startem meczu. 41 sekund i Larkin, który przekierował strzał Kane'a. Podskakiwał jak dzieciak, gdy nim utonął w objęciach partnerów. To znamienne, że właśnie on okazał się największym bohaterem, a to, że jednym z asystentów został Kane. Także ściągnęło z niego sporo odpowiedzialności, za tą nerwówkę. Aktualny bilans w dogrywkach: 10-8.

Podsumowując:

Przyznam, że ulubione Skrzydła po raz kolejny w tym sezonie. Pozytywnie mnie zaskoczyli. Sądziłem, że, gdy Liście rozpoczęły pogoń w dalszej części. Nie uda się ich zatrzymać. A tutaj proszę. Komplet punktów i euforia po decydującym trafieniu Larkina. Od wielu lat, nie było okazji do przeżywania tego typu emocji. I za to, chciałem podopiecznym Lalonde'a podziękować. Obojętnie, jak potoczy się ten dwumecz z zadziornymi :mtl:. Granie istotnych meczy do samego końca. Było celem, który udało się osiągnąć. Brawo!

Gratki dla Fabbriego, który dopracował się 200 punktu w NHL.



Uczczono także 500 mecz Reimera w NHL. Jakże ważny, jakże udany.



Pomeczowe multimedia:



 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Design by Forum Komputerowe
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,06 sekundy. Zapytań do SQL: 7